środa, 16 czerwca 2010

Rozmowa z etykiem na temat wyborów

Wpis z portalu fronda.pl !
Zachęcam do zapoznania się.

Dlaczego katolik powinien pójść na wybory? Jak zdecydować na kogo oddać głos? Na te i inne pytania w rozmowie z portalem Fronda.pl odpowiada etyk prof. Krystyna Czuba.

Fronda.pl: Wiele osób tłumaczy się, że nie idą na wybory, bo nie ma takiego kandydata, który w pełni reprezentowałby ich poglądy. Czy katolik może usprawiedliwiać się w ten sposób?

Prof. Krystyna Czuba*: Jestem przekonana, że żadne usprawiedliwianie się w tej kwestii nie jest możliwe. Jan Paweł II w „Christifideles laici” mówił, że od zaangażowania w życie społeczne nie powinno odstraszać nawet przekonanie o korupcji czy nieuczciwości w polityce.

Wiadomo, że żaden kandydat nie jest doskonały, ale to nie może być usprawiedliwieniem, tak samo jak powiedzenie, że komuś przeszkodziła pogoda. Głosowanie to branie odpowiedzialności za dobro wspólne.

Sobór Watykański II naucza o „prawie i obowiązku brania udziału w wolnych wyborach na pożytek dobra wspólnego”. Ale nie zawsze mamy wrażenie, że glosując mamy realny wpływ na dobro wspólne.

Obowiązek wyborczy jest dla katolika imperatywem sumienia. Wybory to nie tylko kwestia wskazania odpowiedniej osoby na urząd prezydenta. To również zobowiązanie do świadectwa. Trzeba pamiętać, że jako społeczeństwo ciągle dorastamy do uczestnictwa w życiu publicznym. Oczywiście, musimy też wiedzieć kogo wybieramy. To jest nasze pierwsze zobowiązanie.

Znać program wyborczy?

Należy poznać wnikliwie jego życie. I to z wiarygodnych źródeł. Reklamy i obietnice przedwyborcze tutaj nie wystarczą. Przede wszystkim życiorys kandydata nie może budzić żadnych zastrzeżeń.

No i oczywiście, jako obywatel-katolik mam też prawo wiedzieć, jaki stosunek do wiary i katolickich wartości reprezentuje dany kandydat. Jeśli to już wiem, to jakie jest następne kryterium?

Najważniejsze jest to, czy kandydat w życiu prywatnym i społeczno-politycznym kieruje się prawdą. To przekłada się na wszystkie inne kwestie, także na to, czy jego katolicyzm jest prawdziwy. Czy jedynie sprowadza się do chodzenia do kościoła i deklarowania katolicyzmu.

Przepraszam, ale jak to sprawdzić? Skąd wiedzieć, w dobie reklamy i PR-u, czy kandydat mówi prawdę.

Jest na to prosty sposób, a podali go polscy biskupi przed wyborami w 1918 roku. Napisali wówczas list pasterski, w którym ostrzegali przed tymi, którzy zbyt dużo przyrzekają i obiecują. Jeśli ktoś obiecuje, że państwo da wszystko, to jest to obietnica nieprawdziwa. Państwo nie może dać wszystkiego i jest to zwykły populizm, za którym stoi jedynie chęć bycia wybranym.

Mogę tutaj powiedzieć, że jeśli ktoś np. obiecuje odpolitycznienie mediów publicznych poprzez ich zawłaszczenie, to nie ma to nic wspólnego z prawdą. Jest to próba zagarnięcia całego państwa i wprowadzanie ludzi w oszustwo.

A wracając do kryteriów. Jakie jeszcze mam postawić sobie pytanie, zanim postawię krzyżyk przy nazwisku kandydata?

Jaki system wartości kandydat przyjmuje za własny? Kim jest w jego pojęciu człowiek, jako osoba ludzka? Jaka jest jego wizja rodziny? Warto też zapytać, czy w publicznej działalności kandydat dał do tej pory do zrozumienia, jakie reprezentuje wartości moralne. Dzięki temu możemy ocenić, czy będzie on potrafił ich bronić w przyszłości.

Czy nie reprezentuje względem wartości moralnych postawy strachu czy wstydu? To bardzo ważne pytanie w obliczu kolejnych wyroków ze Strasburga, czy walki związków homoseksualnych o „ich uprawnienie”. To, co ktoś robi w swojej prywatności, to jego sprawa, jest on za to sam odpowiedzialny przed Bogiem, ale przyznanie praw takim ludziom to de facto afirmacja ich czynów.

Jednak ustawy dotyczące kwestii moralnych czy ochrony życia stosunkowo rzadko trafiają do podpisu prezydenta. Na co dzień są to raczej sprawy typu od kolczykowania zwierząt poczynając, na budowie dróg kończąc. Dlaczego mam się kierować właśnie stanowiskiem kandydata w kwestii życia?

Kwestie życia są pierwsze, bo prawo do życia jest pierwszym ze wszystkich praw. Wszystkie inne są jego pochodną. Prezydent nie może się uchylać od odpowiedzialności za ochronę życia, musi dbać o rodzinę, o przyrost demograficzny w państwie.

Poza tym, jeśli kandydat nie przyjmie odpowiedniego systemu wartości, to – cytując nauczanie Jana Pawła – „historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Dlatego kandydat musi jasno wypowiadać się w kwestiach moralnych.

Stanowiska kandydatów w tych kwestiach mogliśmy poznać m.in. podczas debaty telewizyjnej. Ale obyło się raczej bez spektakularnych stwierdzeń.

Moim zdaniem, debaty są zawsze potrzebne, jeśli tylko odbywają się z szacunkiem, a nie w atmosferze sensacji. Uważam - pomimo wszystko - że była to debata dobra. Mogliśmy usłyszeć w jaki sposób kandydaci odnoszą się nie tylko do kwestii in vitro, ale też wartości rodziny czy polityki zagranicznej.

Media zazwyczaj wolą, jeśli jest sensacyjnie. Ja jednak uważam, że ten sposób prezentowania się kandydatów, choć nie wiem czy będzie skuteczny, jest potrzebny. Można zobaczyć, czy kandydat potrafi szanować swoich przeciwników politycznych. Bardzo ważne jest to, co mówi papież Benedykt XVI - a wcześniej nauczał już Jan Paweł II - czy polityk potrafi odrzucić niegodziwe metody zdobywania, utrzymywania i poszerzania władzy za wszelką cenę. Czy nie che zawłaszczyć państwa dla siebie i dla swojej partii.

Wiele osób skłania się ku taktyce, by w pierwszej turze oddać głos na kandydata, który jest najbliższy moim poglądom, a w drugiej głosować po prostu na „mniejsze zło”. Jak pani ocenia takie podejście?

Przede wszystkim uważam, że „mniejszego zła” nie ma. Zło jest zawsze złem. Ale na politykę trzeba patrzeć racjonalnie, wybierać dobro wspólne, a nie moje. Rozmawiałam nawet z jednym z moich kolegów, który jest obecnie kandydatem na prezydenta, i powiedziałam również jemu, że dla dobra wspólnego czasem rezygnuje się z własnych ambicji.

Przytoczę tu może przykład Piłsudskiego i Dmowskiego. Ten pierwszy, uważany był za socjalistę, ale był mocny w działaniu. Dmowski miał poglądy narodowe, ale potrafił powiedzieć: „Dla Ciebie, Polsko, idziemy razem”.

Kandydaci powinni znać historię?

Dla katolika powinno być ważne, by jego kandydat nie tylko ją znał, ale i rozumiał – zresztą zarówno historię, jak i tożsamość własnego narodu. Kosmopolityzm w kwestii narodu ma zawsze coś z układu targowiczan, kiedy to prywata zgubiła Polskę. Każda prywata ostatecznie gubi.

Norwid pisał, że „znicestwić żadnego narodu nikt nie podoła bez współdziałania obywateli tegoż narodu”. I tłumaczył, że nie chodzi o współdziałanie przypadkowe, częściowe czy nierozumne, ale współdziałanie „staranne”. To dziś bardzo ważne w obliczu wyborów, bo jeśli kandydat idzie w niedobrym kierunku, to jest to zawsze przygotowane przez kogoś innego – choć nie zawsze wiemy przez kogo.

Wspomniała Pani o liście biskupów do wiernych przed wyborami w 1819 roku, w 2007 roku również episkopat zabrał oficjalne stanowisko. Dzisiaj go nie zabiera, a i tak lewicowe media trąbią o „wtrącaniu się Kościoła do polityki”. Tymczasem wielu wiernym tego głosu pasterzy po prostu brakuje.

Od czasu, gdy w 1993 roku biskupi wydali „Słowo w sprawie wyborów”, w którym przestrzegali, że chrześcijanin nie może głosować na kandydatów wrogich chrześcijańskim wartościom, uwikłanym w afery i malwersacje i ta instrukcja nie była dobrze odebrana w społeczeństwie – głównie dzięki mediom – biskupi się po prostu przestraszyli. I nie boję się tego tutaj powiedzieć, bo jest mi żal, że tak się stało.

Wszyscy mają obowiązek brać udział w polityce, także duchowni, bo są obywatelami państwa - mają równe prawa, chociaż inne funkcje społeczne. Według prawa kanonicznego nie mogą oni obejmować stanowisk publicznych, ale to wcale nie zwalnia ich z obowiązku zajmowania stanowiska wobec prawdy i dobra moralnego.

Rozmawiała Agnieszka Jaworska

* Prof. dr hab. Krystyna Czuba jest etykiem, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Specjalizuje się w teologii moralnej, etyce dziennikarskiej i edukacji medialnej.

wtorek, 1 czerwca 2010

Legalizacja? NIE!!!

Zamieszczam 2 wpisy z mojego bloga:

"Legalizacja?"

W weekend w Warszawie odbył się marsz ku legalizacji marihuany.
Kto pali, niech sobie pali, palił i będzie palił.

Ale niech nie wymaga prawnego i społecznego przyzwolenia na legalizację środków odurzających. Państwo nie może przyczyniać się do degradacji społeczeństwa. Prawny zakaz powstrzymuje tych, którzy jeszcze się wahają. Ci, którzy chcą używać, będą to robić nadal i tak naprawdę nie jest im potrzebne prawne przyzwolenie. Nie zawsze formalność jest potrzebna. Tutaj jest to trochę przekora i dążenie do satysfakcji, gdy można będzie palić przed nosem policjanta. Jestem stanowczo na nie legalizacji. Przede wszystkim w trosce o najmłodszych obywateli.

Ja nie chciałbym widzieć młodych ludzi pod wpływem marihuany. Wystarczy, że młodzież pali papierosy i pije alkohol już (oby tylko!) w gimnazjum. Środek ogłupiający (niszcząc szare komórki) nie jest im do tego wszystkiego potrzebny.

Może i zakazany owoc lepiej smakuje. Ale moim zdaniem, niestety jego spożycie nie stanie się mniej atrakcyjne - nie w tym przypadku - jeśli zostanie zalegalizowane.

Ja jestem na nie społecznej akcji prowadzącej do degradacji cywilizacyjnej!!!

"Jeszcze słówko o legalizacji"

Dziwi mnie, że wśród internautów nastąpiło oburzenie, że legalizację marihuany uważam za podeptanie wolności. Nie można, wręcz nie wolno tolerować wszystkiego. Po za tym jest różnica między alkoholem, a marihuaną. Alkohol w rozsądnych ilościach (choćby wino pite do potraw) nie jest niczym złym, a wręcz zalecanym. Używki narkotyzujące w każdej ilości są złe. I nie można używać argumentu, że każdy ma swoje życie we własnych rękach do usprawiedliwiania tolerancji narkotyków. Wystarczy pomyśleć rozsądnie i dostrzec, że tego zjawiska nie da się tak łatwo porównać do innych tylko na pierwszy rzut oka podobnych.

andreas-rimenez.blog.onet.pl

piątek, 28 maja 2010

"Grzech zwalczaj, z grzesznikami się jednaj."

Byłam wtedy w trzeciej klasie podstawówki. Obserwowałam moje dwie koleżanki, które zaczęły się bić i to tak na serio. Jeden z kolegów podbiegł, odciągnął je od siebie i powiedział: "Co robicie! Przecież to grzech!"... Obecnie również często widzę bez litości bijących się chłopców, dziewczęta, ale żadne z nich już nie mówi "bo to grzech". Za to mogłam usłyszeć nawet od bliskich osób: "Bo księża to tylko o grzechach, o zakazach". Pytam: "A czyż ludzie już nie grzeszą?" Oburzył się i mówi: "Nawymyślali zakazy, tego nie wolno, tamto grzech, z tego sie spowiadaj i to jeszcze ile razy i kiedy to popełniono." Długo dyskutowaliśmy. Do niczego to nie doprowadziło. Samo słowo "grzech" doprowadzało go do szału. Nie tylko ja dostrzegam niepokojącą ewolucję ludzkich sumień. Jakby robiły się coraz mniej wrażliwe. Jakby zło nie bolało tak bardzo, jak kiedyś. Jakby samego grzechu człowiek już nie dostrzegał. Jakby człowiek tworzył sobie własne zasady moralności i postępowania i bawił się w boga. A jednak w ludzkim życiu istnieje rzeczywistość, zwana grzechem. W l u d z k i m ż y c i u. Bo tylko człowiekowi, który jest świadomy tego, co robi można przypisać zasługę lub winę. I oczywiście jeśli robi to dobrowolnie, jeśli sam tego chce. Jakby nie patrzeć na człowieka, jakby nie usprawiedliwiać i tłumaczyć jego zachowania, trzeba przyznać, że każdy z nas od czasu do czasu w świadomy i dobrowolny sposób decyduje się na czyn zły. Dlaczego?

poniedziałek, 10 maja 2010

"Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą"

Jesteśmy cząstką świata stworzonego przez Boga; tak, jak częścią świata jest kamień, kwiat, jabłoń, pszczoła... Tak jak one mają do spełnienia swoje zadanie, tak i my mamy do spełnienia jakieś zadanie wobec świata i wobec innych ludzi.

My jesteśmy istotami, które Bóg stworzył "na obraz i podobieństwo swoje": Bóg obdarzył nas rozumem i wolą. Możemy więc myśleś, projektować i urządzać świat. Możemy decydować, roztrzygać, chcieć, starać się. Możemy kochać, ale i nienawidzieć, być wielkodusznymi, ale i chciwymi. Wiemy, co jest złem a co dobrem. Gdy jesteśmy dobrzy, łączymy się z Bogiem, gdy jesteśmy źli, od Niego odchodzimy. Gdy jesteśmy dobrzy, stajemy się jak światło, Jemu podobni. Gdy jesteśmy źli, rośnie w nas ciemność. Dlatego czyż nie warto być dobrym i dążyć do świętości?

"Wiara i szukanie świętości jest sprawą prywatną tylko w tym sensie, że nikt nie zastąpi człowieka w jego osobistym spotkaniu z Bogiem, że nie da się szukać i znajdować Boga inaczej niż w prawdziwej wewnętrznej wolnosci."
Jan Paweł II Lubaczów, 03. 06. 1991

niedziela, 11 kwietnia 2010

In memoriam

Rzeczpospolita przeżywa na pewno trudne chwile. Rzeczpospolita jest zgromadzeniem i dobrem wspólnym obywateli. Dlatego myślę, że od wczoraj Polacy czują się źle.

Czwarty prezydent wolnej III Rzeczypospolitej Polskiej zginął wraz z małżonką w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Ale nie tylko prezydencka para opuściła ten świat. Wraz z nią straciliśmy dużą część elity intelektualnej tego kraju, ludzi, którzy życie poświęcili Ojczyźnie.

Zginęło wielu ludzi, jedni znani, inni nieznani, chociaż ich działania pozwalały nam żyć na co dzień bez zastanawiania się nad wieloma aspektami funkcjonowania naszego kraju.

Przede wszystkim ogarnia mnie wielki żal. Czuję pustkę, gdy myślę o Polsce. Nasz reprezentant Prezydent III RP nie żyje.
Nie będę ukrywał, że ś.p. Lech Kaczyński nie był moim faworytem na stanowisko prezydenta, niektóre z jego działań nie były dla mnie zrozumiałe, tym bardziej popierane. Ale został wybrany w demokratycznych wyborach. Człowiek, który o tą demokrację walczył z komunizmem.

Ś.p. Lech Kaczyński niejednokrotnie był obiektem żartów, czy nawet obraźliwych słów. Ale nie można, a nawet nie wolno! mu zarzucić niegodnego reprezentowania Polski, kraju, który z pewnością kochał, kochał jako niezwykły patriota.

Niewątpliwie wszystkie jego działania były dyktowane dobrem narodu, bo jako intelektualista dawał poznać po sobie, że ma plan uczynienia Polski lepszą. Był zwolennikiem Unii Europejskiej, której ja jestem przeciwnikiem. Ale! Walczył, aby w tej organizacji Rzeczpospolita miała dużo do powiedzenia i pozostała w pełni wolną.

Jest to niepowetowana strata. Żal jest, gdy odchodzą ludzie, którzy za ten kraj oddaliby życie. Nasz zmarły Prezydent w pewnością swoje życie oddał właśnie za swój naród. I nie waham się powiedzieć, że był to człowiek wielkiego serca.

Natomiast ś.p. Maria Kaczyńska, była kobietą, która nigdy nas nie zawiodła. Swoją prostotą potrafiła pokazać, że nie różni się od Polek, które jako Pierwsza Dama godnie reprezentuje. Zginęła u boku swojego męża. Z pewnością para ta powinna zapisać się trwale w historii naszego państwa.

Ale w samolocie leciało jeszcze wiele zacnych osobowości. Wszyscy byli ludźmi, którzy w większości dobro narodu wystawiali przed prywatę. Bronili tego narodu i za nas Polaków zginęli.

Zginęli chcąc oddać hołd swoim rodakom zamordowanym w lesie katyńskim. I z pewnością ten szacunek okazali. Ginąc w miejscu pamięci.

Gdybym był zabobonny mógłbym pomyśleć, że to kara za brak szacunku innego prezydenta, który powinien zachować się wtedy całkowicie inaczej. I do tego wszystko wydarzyło się w piątą liturgiczną rocznicę śmierci innego wielkiego Polaka. Jana Pawła II. Dziękuję Bogu, że dał nam tak wielkich ludzi.

Katyń prześladuje nas. Na pewno nie można tych tragedii łączyć i porównywać. Faktem jest jednak, że ta ziemia już drugi raz upomniała się o polską krew.

Nie chce wspominać o samym wypadku, nie chce wspominać o tym, kogo to wina, ani o tym, co takie wydarzenie możne nas nauczyć. Tylko warte jest powiedzenia, że takie sytuacje pokazują nasze narodowe oblicze. Umiemy być solidarni, umiemy być inni. Umiemy być, tak jak powiedział Lech Wałęsa dawno temu - my, naród. Przez łzy rozpaczy, które są, pragnę wyrazić jedynie swój podziw dla ludzi, którzy walczyli w dobrej sprawie, mimo, że w okresie pokoju.

Z myślą o Polsce, mojej Polsce. Co by nie mówić o ś.p. Lechu Kaczyńskim na pewno zginął wielki patriota. Mały rycerz. Prezydent III Rzeczypospolitej Polskiej.

Jeszcze długo będziemy leczyć tę zadaną przez los ranę.

sobota, 10 kwietnia 2010

Tragedia w III RP

Dziś, 10 kwietnia 2010 w katastrofie lotniczej zginał 4 prezydent III RP Lech Kaczyński. Na pokładzie znajdowali się także: małżonka prezydenta, wicepremierzy, ministrowie, senatorowie, posłowie, wojskowi, duchowni, kombatanci, lekarz, osoby towarzyszące, załoga.

Nikt nie przeżył.

Teraz Bogu powierzamy ich dusze, aby przyjął ich do swojego Królestwa za poświęcenie życia ku chwale naszej Ojczyzny.

Zachęcam do pamięci w codziennej modlitwie, a także do wnoszenia próśb do Pana Boga o błogosławieństwo w organizacji kraju po utracie tej części intelektualnej elity.

Wieczny odpoczynek racz im dać Panie!
Pamiętamy.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Zmartwychwstal...

Zmartwychwstal Pan! Alleluja! Wesel sie ziemio cala!

sobota, 3 kwietnia 2010

To co się stało wczoraj!

Wykonało się!

Bóg zszedł na ziemię, zechciał cierpieć i umrzeć za każdego z nas. Znosić wszystkie zniewagi, obelgi, wydany na śmierć przez jednego ze swoich.

Wczoraj odszedł pasterz nasz, co ukochał lud. Jezus tak go ukochał, że na nic było Jego istnienie po prawicy Pana Boga, jeśli jego ukochani ludzie byli tutaj na ziemi sami. Dlatego narodził się, by dać świadectwo o istnieniu Królestwa Niebieskiego.

W czwartek, podczas wieczerzy mówił: "Tego, co Ja czynię, tego wy jeszcze nie rozumiecie." I długo będziemy musieli się do Niego modlić, aby zrozumieć. Być może w pełni jasność będziemy mieli dopiero po śmierci, stając oko w oko z Bogiem na Sądzie Ostatecznym.

Ale ten Bóg zszedł do nas, abyśmy zrozumieli, że jest Bogiem jedynym i prawdziwym.

Umarł, byśmy mogli być zbawieni. Umarł za nas. Nie ma miłości większej, niż ta, kiedy jeden człowiek oddaje życie za drugiego człowieka. A Jezus był człowiekiem, z pewnością. W swoim ludzkim cierpieniu wskazał na ścieżkę, abyśmy nią kroczyli.

Pójdźmy za Jego słowami, szczególnie dziś, gdy mamy przed oczami jego śmierć, która nie musiała nastąpić.

Dzisiaj czekamy w nadziei, że Pan przełamie więzy śmierci.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Wielki Czwartek

Dzisiaj podczas liturgii wspomnienia Wieczerzy Pańskiej czułem się naprawdę cudownie.
Świetnie przeprowadzona celebracja tego święta, wielu przyjezdnych znajomych kapłanów, którzy swoimi słowami umieli zachwycić.

Homilia? Cóż mówić, to trzeba było usłyszeć. Miłe, przyjazne. Pokazujące role kapłaństwa i związanym z nim krzyżem. Drogi mi kapłan wspominał o księżach, jako o ludziach, bliskich, przyjaznych, pomocnych. I jest to prawda! Spotkałem wielu nieprzyjemnych sług Pana, ale była to liczba znikoma biorąc pod uwagę wszystkich życzliwych. Być może i oni mają w tym jakąś misję. Przecież zamysły Boga są dla nas niepojęte!

Słowa kapłana były słowami podnoszącymi na duchu, pełnymi zrozumienia i zachęty do lepszego postępowania i pamiętania o tym co jest najważniejsze: miłość do bliźniego. Na koniec, zgodnie ze zwyczajem przyniesionym przez księży z Rzymu, każde mądre słowo zakończone było aplauzem. Za radość jaką sprawili oni swoją obecnością.

Bo brawa się należą, z pewnością też za to, że w sposób piękny można wypełniać rolę następców Pana Jezusa, Chrystusa jedzącego dzisiaj z tym, który jutro Go wyda.

Cała liturgia odcisnęła na mnie piętno wielkiego zachwytu. To rokuje na kolejne cudownie przeżyte święta Wielkiej Nocy, która nastąpi już trzeciego dnia od Ukrzyżowania.

Ale najpierw Syn Człowieczy musi umrzeć. Zginąć z własnej woli za ludzi, którzy Go kochają, ale też za tych, którzy codziennie plują mu w twarz w imię urojonej prawdy.

środa, 31 marca 2010

Módlmy się...

"Modlitwa odnawia w człowieku podobieństwo do Boga i pozwala mu uczestniczyć w mocy miłości Bożej, która zbawia wielu.idea"


Módl się dlatego, żeby być blisko Boga. Żeby być z nim wciąż zjednoczonym. Módl się, bo nie możesz zapominać o Tym, który Cię stworzył. Od którego wszystko zależy. Który jest Ojcem Twoim. Gdybyś zebrał miłość wszystkich ojców i do niej dodał miłość wszystkich matek, to by i tak nie było równe tej miłości, którą obdarza Cię Bóg.

Módl się, żeby powiedzieć Bogu, że Go kochasz. Że cieszysz się z piękna, z dobra, które jest i w ludziach, i w Tobie.

Módl się, żeby Bogu dziękować. Za ten świat, jaki stworzył; za to, że ludzie żyją, że żyje świat, że Ty żyjesz. Dziękuj, że masz ludzi, którzy Cię kochają i których Ty kochasz.Dziękuj, że masz co jeść i w co się ubrać. Dziękuj za wszystko, co masz, co od Boga otrzymałeś. Módl się wtedy, gdy jest Ci trudno w życiu. Gdy cierpisz; gdy jesteś chory Ty, albo Twoi najbliżsi. Gdy w domu bieda i brakuje tego, co potrzeba na co dzień i Tobie, i Twoim domownikom. Czy Bóg nie wie o tym, czego potrzebujesz? Wie, ale chce, byś Mu sam to powiedział. Gdy jesteś samotny i nie masz nikogo bliskiego. Módl się zwłaszcza wtedy do Boga. On wie, czego potrzebujesz. I gdy zsyła cierpienie, to dlatego, by Cię uszlachetnić.

Módl się jeszcze, żeby w Twojej duszy zamiast ciemności nastała jasność, żeby zamiast zimna powróciło ciepło, żeby zamiast złości przyszła dobroć. Żebyś stawał się lepszy. Żeby po modlitwie było więcej uśmiechu w Twoich oczach, więcej serdecznych słów w Twoich ustach, więcej dobrego działania w twoich rękach.

"...JA PRZYJDĘ..."

Wygladanie przez okno, nerwowe spoglądanie na zegarek, niecierpliwe kroki po pokoju. Albo tęsknota: czekamy na kogoś, czekamy na coś. Są rozmaite czekania - te wyraźne, niecierpliwe i te głęboko ukrte, ale niemniej ciężkie. Życie ludzkie składa się z czekań. Spośród różnych czekań jest jedno czekanie najważniejsze, wspólne wszystkim - czekanie na BOGA.

"Jeśli chcesz przezwyciężyć pokusy i kłopoty, jeśli chcesz zniszczyć złe zamiłowania, jeśli chcesz poznać podstępy szatana i zwyciężyć je, jeśli chcesz żyć radośnie wśród zmartwień, trosk i udręk tego świata, jeśli chcesz postępować na drodze ducha, i nie być wleczony przez potok namiętności, jeśli chcesz odstraszyć i odrzucić daleko od siebie złe myśli, jeśli chcesz, aby twoja świadomość została napełniona świętymi myślami, a twoje serce wzniosłymi pragnieniami doskonalenia się, jeśli chcesz mieć ducha mężnego i stały zapał w służbie Bożej, jeśli chcesz wyplenić wszelkie wady i otrzymać wszystkie cnoty, jesli chcesz osiągnąć kontemplację i największe zjednoczenie z Bogiem, bądź człowiekiem modlitwy, gdyż w modlitwie otrzymuje się namaszczenie Ducha Świętego, który oświetla świadomość, a przez światło modlitwy otrzymuje się dar kontemplacji i upodobania rzeczy niebieskich."

św. Antoni Maria Klaret

"Tak więc w modlitwie najważniejszy jest Bóg... Modlić się można i trzeba na różne sposoby... "

Jan Paweł II

piątek, 19 marca 2010

Sens cierpienia

Między cierpieniem a miłością zachodzi bardzo ścisly związek. Nie można kochać, jeśli nie rozumie się tajemnicy krzyża. Nie można w pełni iść za Chrystusem, jeśli nie akceptuje się cierpienia. Jesteśmy powołani do różnych zadań i różnymi drogami ziemskiej pielgrzymki zmierzamy do domu Ojca, ale nie ma w tej wędrówce drogi, która nie byłaby znaczona cierpieniem. Jest ono bowiem wpisane w nasze życie od chwili narodzin aż do śmierci. A każde cierpienie, nawet najmniejsze możemy ofiarować w dowolnej intencji. I jeśli nam coś będzie dolegać, nawet banalny ból głowy, ofiarujmy to nasze cierpienie fizyczne, a także każde duchowe w wybranej przez siebie intencji.

poniedziałek, 15 marca 2010

Zwierajmy szyki!

Aborcjoniści strzelili do własnej bramki – zdjęcia zamordowanych w łonie matek dzieci z poznańskiego bilbordu nazwali ludzkimi szczątkami. Zaprzeczyli w ten sposób głoszonej przez siebie tezie, jakoby płód człowiekiem nie był. Kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później samo zaplącze się we własne, przydługie nogawki. Niewielki to sukces i smutny, bo prawda została wypowiedziana tylko po to, by dowalić tym, którzy stale i z uporem ją głoszą.

 Wojna trwa a my jesteśmy stale spychani przez nacierającą armię cywilizacji śmierci. Proaborcyjne lobby jest potężne i bezwzględne, wspierane przez bogaty przemysł i aktywistów zaślepionych swoimi zbrodniczymi ideałami. Ma za sobą media karmiące się krwią i nieszczęściem. Sprzyjają mu rządy państw i rzekomo niezawisłe sądy, których głównym zadaniem powinna być obrona prawdy i człowieka, zwłaszcza tego najsłabszego, bezbronnego. Wróg jest zwarty i pewny zwycięstwa. Nie zawaha się przed niczym, by jego sztandar załopotał nad Europą i światem. Sztandar z nagą czaszką wyabortowanego dziecka...

 A my? Jesteśmy osamotnieni nawet wśród swoich. Iluż z nas, mieniących się katolikami stoi po ich stronie? Ilu chrześcijan piąte przykazanie traktuje wybiórczo, przycinając jego sens do własnych potrzeb? Ilu obojętnie wzrusza ramionami, bo to nie ich problem? Ilu nie chce przyznać, że człowiek zaczyna się wraz z poczęciem? Czy to jeszcze chrześcijanie? 

 Ale po naszej stronie jest prawda, broń najpotężniejsza, bo potrafi bronić się sama. Zwierajmy szyki i działajmy, bo my mamy Sojusznika, którego nie zmogą piekielne hufce następców Heroda. Zwyciężymy. Jeżeli tylko nie stracimy wiary w możliwość zwycięstwa...


wtorek, 9 marca 2010

To nie człowiek robi łaskę Bogu, zawierając sakramentalne małżeństwo, to Bóg daje człowiekowi łaskę sakramentalną

"Gra o Miłość" toczy się przez całe życie. Pierwsze sukcesy to dobrowolne oddanie swojego cukierka siostrze lub koledze z przedszkola. Czas na grę o wszystko przyjdzie później. Dla wybranych decydująca rozgrywka zaczyna się w dniu święceń kapłańskich, dla większości w momencie udzielania sobie nawzajem sakramentu małżeństwa. Kończy się w dniu śmierci. Nie można grać na próbę ani zaczynać kilka razy. Gra jest jedna i decydująca o szczęściu w życiu na ziemi i w wieczności. Stawka jest najwyższa. Decyzja o małżeństwie powinna być przemyślana i przemodlona. Człowiek wierzący ma świadomość, że Panem jego życia jest Bóg. Oddać drugiemu swe życie może jedynie za Bożym przyzwolenie. Takim przyzwoleniem i zarazem blogosławieństwem Boga jest związek sakramentalny. Małżonkowie w prezencie ślubnym dostają od Boga niewyczerpane zasoby łask sakramentalnych! Oby tylko chcieli z nich korzystać...

piątek, 26 lutego 2010

Ile w "katoliku" katolika?

Witajcie Drodzy.
Dzis przyszlo mi do glowy takie pytanie: "Ile w katoliku katolika?" Pytanie byc moze dla niektorych dziwne lub niepotrzebne. A jednak, przyjrzyjmy mu sie. Ponad 90% spoleczenstwa Polski deklaruje siebie jako katolikow. A czy my na co dzien widzimy te 90%? Czy czasem nie jest tak, ze czesto lub nawet przewaznie jestesmy "katolikami" tylko z nazwy, a nasze zachowanie w zadnym razie o tym nie swiadczy? Nic dziwnego, ze spolecznosci antykatolickie atakuja nasza wiare, wytykaja bledy, skoro czesto bazuja na przykladach ludzi, ktorzy nazywaja siebie "wierzacymi, katolikami", a nie widac tego w ich postawie. To samo z "wierzacymi, ale 'niepraktykujacymi'"... skoro wierze, to dlaczego nie praktykuje? Bo ksiedza nie lubie? Bo do kosciola nie lubie chodzic? Bo koledzy sie beda smiali? Przyjmujac okreslona wiare zgadzamy sie na jej warunki. Nie mozna byc letnim. Trzeba byc zimnym lub goracym. Co z tego, ze "wierzymy", skoro to tylko slowa i wiara niepoparta czynami? O wierze nalezy swiadczyc. Nie tylko slownie. A przeciwnikom religijnym otworzmy oczy na prawde - ze nie kazdy, ktory deklaruje przynaleznosc do tej czy innej religii, jest rzeczywistym jej wyznawca. Bledem jest ocenianie wiary i religii przez pryzmat czlowieka. Natura czlowieka grzeszna jest. Dobrze, jesli zaluje zlych postepkow, wowczas moze byc przykladem, ze zlo da sie naprawic. Gorzej, jesli jest to jeden z tych letnich, ktorym obojetne jest to, czy postepuja wg zasad swojej wiary, bo wtedy tylko jej szkodza. Pamietajmy, jesli okreslasz sie mianem katolika - BADZ nim rzeczywiscie.

wtorek, 16 lutego 2010

Mądrość z serca afrykańskiego buszu

Kiedyś znajomy misjonarz opowiadał, jak pewnego dnia podczas swojego pobytu w Afryce, przyszła do niego grupka pięciorga dzieci. Misjonarz nie chciał odprawić dzieciaków z pustymi rękami, ale zorientował się, że ma tylko jednego cukierka... Po chwili zastanowienia postanowił podarować dzieciom wszystko to, co w tym momencie posiadał. Podał owego cukierka jednemu chłopcu. Nie wiedział, co zrobi. Europejskie dziecko pewnie podziękowałoby i zaraz wsunęło słodycz do ust, nie zważając na pozostałych kolegów. Ku zdziwieniu misjonarza, chłopiec wziął kamień i zaczął rozłupywać cukierka na pięć części. W ten sposób każde dziecko zostało obdarowane. Dla nas, scywilizowanych europejczyków, to bardzo ważna lekcja: cukierka nie wyrywa się drugiemu dziecku, ale dzieli się ze wszystkimi. Lekcja ważna zwłaszcza u progu Wielkiego Postu.

Wielki Post rozpoczniemy posypaniem głów popiołem i słów wzywających nas do nawrócenia oraz przypominających, że „prochem jesteśmy i w proch się obrócimy.” Czas czterdziestodniowego postu Jezusa na pustyni był ekstremalnie trudnym czasem. Był to okres nie tylko wyrzeczenia, ale przede wszystkim kuszeń szatana. Dla nas to również powinien być czas gimnastyki duchowej.

Jest takie afrykańskie przysłowie „Gdy modlisz się przy domowym ognisku, Imana (=Bóg) pokryje Cię popiołem.” Mądrość tych słów przestrzega nas, by nie bawić się z Panem Bogiem w kotka i myszkę. On zna nasze serca i nasze intencje. Można powiedzieć, że zna nas lepiej niż my sami siebie. Bóg nie nabierze się na pięknie deklarowane czyny, które są puste w środku, nie mają pokrycia w rzeczywistości. Jeśli będziemy marnowali swój czas i siły, to naszym osiągnięciem będzie jedynie doskonały popiół. Może niech w tegoroczną Środę Popielcową popiół stanie się dla nas symbolem wyrzutu? Ale nie tylko wyrzutu – również przestrogi i zachęty, by nie pozwolić ognisku zagasnąć. Inne przysłowie mówi, że „gdy wzywasz Boga, trzymaj się mocno drzewa” - co znaczy, że Bóg nic nie zrobi za nas. Pomoże nam, będzie współdziałał, ale nie wyręczy nas.

Mądrość, która bije z samego serca afrykańskiego buszu jest powalająca. W miejscu, gdzie ludzie walczą z każdym dniem o przetrwanie są często bardziej ludzcy niż my, posiadający wiele w zasięgu ręki. Może niech czas Wielkiego Postu zwróci nas w stronę tego kontynentu... Nie, nie chodzi o szturmowy atak pielgrzymkowy w stronę Czarnego Lądu. Chodzi raczej o poszukanie Afryki wokół siebie. Łatwo zadeklarować miłość do każdego głodnego afrykańskiego dziecka, trudniej pomóc potrzebującemu, który jest obok nas. Może niech ta afrykańska mądrość otworzy nasze serca do działania w naszej Afryce, Afryce naszej codzienności?

piątek, 29 stycznia 2010

Santa Maria, prohibir!

Kraj Matki Bożej Fatimskiej, Portugalia kroczy już od dłuższego czasu ścieżką, która prowadzi do upadku tamtejszej cywilizacji chrześcijańskiej.

w 2007 roku zalegalizowano zabijanie dzieci nienarodzonych, 8 stycznia 2010 związki homoseksualne.

Głosowanie nad tym procederem zostało przeprowadzone w pośpiechu, byleby tylko taki stan rzeczy zastał pielgrzymujący do Portugalii papież Benedykt XVI.
Ustawa ta pokazuje, że w Europie coraz powszechniej akceptuje się praktyki sprzeczne z naturą. A przecież w Fatimie Matka Boska nawoływała, żeby ludzie nawrócili się i poczynili pokutę.

Widocznie zatwardziałe serca Boga nie potrzebują, za to obrzydliwych, sodomickich praktyk na pewno.

Tylko dlaczego tamtejsi biskupi na to pozwalają? Dlaczego są zwolennikami jałowego dialogu, który do niczego nie prowadzi?

To jest kolejny dowód dla wszystkich ugodowców, którzy nie chcą postawić sprawy jasno: nie ma tolerancji dla zboczenia i braku poszanowania dla cywilizacji życia (która powinna być wpisana w każdą cywilizację)! Dialog nie ma sensu. Biskupi podchodzą do sprawy delikatnie i co z tego? Najpierw w zalegalizowano w Portugalii morderstwa, teraz związki homoseksualistów, bo małżeństwem tego nazwać nie mogę! I nie chcę!

Trzeba wyraźnie powiedzieć NIE wszelkim dewiantom, którzy występują nie tylko przeciwko prawom chrześcijańskim, ale prawom natury.

Portugalia jest kolejnym krajem, gdzie przeważają katolicy, który publicznie zalegalizował zboczenia i zrobił kolejny krok do zniszczenia instytucji rodziny, a przecież Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie mówi, że sodomizm jest jednym z „grzechów, wołających o pomstę do Nieba”.

Dlatego, żeby strzec prawdy o rodzinie i małżeństwie, bez żadnych ustępstw trzeba powiedzieć stanowczo NIE wszelakim dewiacjom, które zagrażają cywilizacji normalnego życia.

środa, 27 stycznia 2010

"Polak emigrantowi wilkiem..."?

Troszke z innej beczki, ale wydaje mi sie to wazne ze wzgledu na tozsamosc narodowa. Czy ktoś może mi podać słuszny i jasny powód, czemu tak wielu Polaków zieje niechęcia, jeśli nie nienawiścią do swoich rodaków, przebywających na emigracji? Niemal pod każdym artykułem dotyczącym emigracji można znaleźć posty o treści obrażającej emigrantów, "zakazujące" im powrotu do kraju, nazywające emigrantów "zdrajcami". A ja się pytam, w jaki sposób emigrant zdradza swój kraj, skoro pracując za granicą posyła pieniądze do kraju, włącza się aktywnie we wszelkie działania patriotyczne na obczyźnie, wpaja dzieciom miłość do Polski... można by tak wymieniać jeszcze dłużej, ale nie jest to najważniejsze. Wielu Polaków na emigracji oczywiście nie zamierza wrócić do kraju, lub też niepochlebnie się wyraża o Polsce, ale czy na tej podstawie można wydawać osąd (jakże krzywdzący) o reszcie? To tak samo, gdy emigranci piszą, ze w Polsce zostali sami nieudacznicy. To oczywiscie nie jest prawda, ale mamy wtedy sytuacje patowa. Jednak wrocmy do glownego watku... jakie pobudki kieruja tymi, ktorzy w tak niemily sposob sie wypowiadaja na forum... sa rozne "powody", ktore teoretycznie moglyby byc uzasadnione, np. zazdrosc, niepowodzenie na emigracji, powielanie spolecznych stereotypow, bazowanie na zaslyszanych (czesto nieodzwierciedlajacych rzeczywistosc) informacjach przekazywanych przez media... jednak, gdyby opublikowac na tymze forum podobne poglady od razu zostaniemy zasypani lawina oburzonych "Polakow", "nie-emigrantow", ktorzy wymyslajac od "solarowo-tipsowych Mariolek", lub tez "wasatych Marianow" beda wielce protestowac nie zostawiajac zadnej sensownej odpowiedzi. Czy Polak przebywajacy poza granicami kraju ma byc z reguly "gorszym" patriota, Polakiem niz taki sam czlowiek, stale mieszkajacy w Polsce? Co ciekawe czasem zdarza sie, ze Ci, co najglosniej sie bulwersuja zazwyczaj niewiele robia dla swego kraju. LUDZIE! Czemu jestescie tak wrogo nastawieni do wspolrodaka???

niedziela, 17 stycznia 2010

List pasterski o polskim języku.

Dzisiaj w kościołach polskich odczytywany był świetny list o polskim języku i kulturze, a także o zachowywaniu tych elementów w codziennym życiu. Było o czytaniu książek i o wulgaryzacji języka.

Kto nie słyszał, powinien koniecznie przeczytać:

List pasterski "Bezcenne dobro języka ojczystego"

I rzeczywiście to prawda, w dużej mierze dzięki Kościołowi mówimy nadal po polsku, a niektórzy nawet PO POLSKU.

Dobrej niedzieli!