czwartek, 19 listopada 2009

O demoralizującej rybie i wędce, która życie ratuje.

Widziałem ostatnio taki obrazek: sucha, spękana z gorąca ziemia, na której siedzi grupka smutnych, wychudzonych dzieci ze spuchniętymi z głodu brzuchami. Pod zdjęciem podpis: co minutę w Afryce umiera z głodu dziecko. Pomóż. I oczywiście numer konta organizacji humanitarnej, która tą moją pomoc przekaże tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Przeszedłem nad tym do porządku dziennego uznając, że jest to kolejna próba wyłudzenia moich pieniędzy. W dodatku na bezsensowny cel.
Po przeczytaniu tych słów zapewne wielu spośród czytelników stwierdzi, że jestem nieczułym egoistą myślącym tylko o sobie, którego perspektywa kończy się na czubku własnego nosa. Bo kogóż nie wzrusza głodne dziecko? Wszyscy w pierwszym odruchu łapiemy się za portfele chcąc wysupłać z nich kwotę w celu napełnienia jego pustego brzuszka. Właśnie, za portfele, choć powinniśmy złapać się za serce i rozum.
Organizacje humanitarne każdego roku pompują w głodujące rejony świata tysiące ton żywności gotowej do spożycia, podanej niemalże na talerzu jak w dobrej restauracji. W wyciągnięte ręce wprost z ciężarówek rozrzucane są worki z mąką, ryżem, bochenki chleba, kukurydza, i inne produkty. Wszystko to zostaje zjedzone, obdarowani przez jakiś czas cieszą się sytością, a potem... znowu głodują, dopóki nie przyjedzie następny transport do którego pobiegną z wyciągniętymi rękami. W międzyczasie odwiedzi ich fotoreporter i zrobi parę wzruszających fotografii, dzięki którym na konta organizacji wpłyną pieniądze, te zakupią żywność i... kółko się zamyka.
Dajemy ludziom rybę a powinniśmy wędkę. A przecież wystarczyłoby razem z transportem wysłać kilku ekspertów, którzy nauczyliby głodujących uprawiać ziemię, hodować bydło, kopać studnie i wytwarzać podstawowe przedmioty codziennego użytku. Kolejny transport byłby zapewne niepotrzebny. 
I właśnie o to rozbija się cała akcja z wędką. Organizacje zbierają pieniądze, za które kupują żywność, zarabia na tym producent tejże. Zarobek jest stały, bo i żywność jest potrzebna stale. Producent wędki zarobiłby tylko raz, jaki w tym interes? Bo cała pomoc humanitarna to biznes, który kręci się dzięki demoralizacji. Głodująca ludność Afryki była od lat przyzwyczajana do brania, nikt nie nauczył jej pracować, dawać coś z siebie. Nie nauczył, bo to jest nieopłacalne. Gdyby ci ludzie nagle stali się samowystarczalni mechanizm pomocy humanitarnej stanąłby i przestał generować zyski. Organizacje stałyby się niepotrzebne, a ich zarządy zostałyby zmuszone do poszukiwania innej pracy. A kto chciałby porzucić ciepłą posadkę, która w dodatku niesie za sobą społeczną nobilitację do roli altruisty i zbawcy świata? Przedsiębiorcy też nie są tym zainteresowani, bo przecież mogą pozbyć się nadwyżek produkcji i w dodatku nieźle zarobić. Altruizm altruizmem, ale powinien być przede wszystkim podparty solidną porcją wynalazku Fenicjan. 
Chyba najwyższy czas przerwać ten zaklęty krąg „pomocy”? Przestańmy wciąż wysyłać głodnym rybę, która przyzwyczajając do „nicnierobienia” odzwyczaja od pracy i demoralizuje, podczas gdy wędka służy jedynie do bogacenia się tym, którzy i tak już mają wystarczająco dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz