środa, 16 września 2009

Czy szprotki w puszce się buntują?

Żartobliwie mówię Maćkowi, że będę pisać na tej naszej "konserwie katolickiej". I niechcący dopisała mi się do tego teologia! Konserwuje się naprzykład szprotki. Szprotka to ryba. A ryba to ICHTIOS. I wszystko jasne. A może nie wszystko...


***


"Bunt, jak zawsze, jest rękojmią postępu"
/ K. Kutz


W poprzednim tekście "Po co konserwatyści?" Maciek wskazał na bardzo silne przywiązanie katolików do tradycji, do wartości, które współczesny świat uznaje za "ciemne" i próbuje nieść kaganek oświaty potępienia tych, którzy mówią "tak" dla przestarzałych i niemodnych dziś wartości. Tutaj cechuje nas - można by rzec - uległość zakonserwowanych szprotek. Skąd ta uległość, to zostało wyjaśnione w ostatnim poście :) Ja tylko powtórzę, że z miłości. Tylko wszędzie te nakazy, zakazy... Czy zakonserwowane szprotki buntują się w puszce?


Przyjście Jezusa na świat było prawdziwą rewolucją, od której zaczęliśmy liczyć czas na nowo. Takie też było całe Jego życie: buntownika, który nie zawahał się wpaść do świątyni i powyrzucać z niej wszystkich, którzy zrobili sobie tam jarmark, jak i dość dosanie powiedzieć faryzeuszom i hipokrytom, żeby przestali zgrywać świętszych od samego Boga. Co tu kryć: Jezus, który jest Chrystusem (nie mylić z chytrusem;) przyszedł na świat, żeby nieźle namieszać :) W sercach ludzi przede wszystkim!


Kiedy Bóg prowadził Izrealitów z ziemi egipskiej, z domu niewoli, zawarł ze swoim ludem Przymierze darując mu skład 10 przykazań, które miały stać się wskazówkami, jak żyć godnie. Chrystus przyniósł kolejne, najważniejsze: "Bóg pragnie bardziej miłosierdzia niż ofiary" (por. Oz 6, 6), więc kochaj Boga, kochaj bliźniego, kochaj siebie! "Nie otrzymaliśmy przecież ducha niewoli, by pogrążyć się znowu w bojaźni, ale otrzymaliśmy ducha przybrania za synów, by móc wołać "Abba, Ojcze!" (Rz 8, 15). To była dopiero nowość! Jezus przyszedł nas wyciągnąć z więzienia grzechu, w którym się kisiliśmy od dłuższego czasu ; wyzwolić z niewoli nadmiernego i nazbyt powierzchownego przestrzegania litery Prawa i podarować nam nowe życie przybranego dziecka Bożego!


Wielu też - jak Judasz na przykład - słowa Chrystusa o wyzwoleniu brało bardzo dosłowanie. Wierzyli, że Jezus stanie się przywódcą powstania ludności palestyńskiej, które doprowadzi do obalenia rządów imperium rzymskiego. Stąd ówcześni przywódcy polityczni obawiali się jakiejkolwiek działalności Jezusa, który mógłby zasiać niepotrzebny zamęt i wyprosić ich siłą z sal pałacowych. Obawiano się Go, jako konkurenta politycznego: w słowa Jezusa za bardzo zasłuchani byli biedacy i ułomni, którzy wówczas stanowili najliczniejszą warstwę społeczną, bo dlaczego Herod wpadł na pomysł rzezi niewiniątek?


Zmiany, które Jezus rozpoczął wciąż trwają. Dlatego o Jego czasach nie mówimy "epoka Jezusa", ale era po Jego przyjściu. Chrystus umierając na krzyżu przez swoją śmierć nie uwolnił tylko tych nielicznych, którzy mieli szczęście żyć w Jego czasach - uwolnił nas wszystkich. Tak więc akt zbawienia choć się dokonał, wciąż trwa i wciąż nas dosięga Jego błogosławieństwo. Skoro każdego dnia możemy cieszyć się z tej Dobrej Nowiny, to tym bardziej wciąż aktualne są wymogi, które postawił przed nami Jezus: "nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" (Mk 1, 15), a to znaczy, że mamy ciągle się przemieniać...


Szprotki w puszsce, kiedy leżą w niej za długo, zaczynają śmierdzieć. Tak samo jest z nami, katolikami - tracimy datę przydatności do (spo)życia, jeśli nie będziemy dynamiczni, jeśli nie będziemy ciągle pracowali nad sobą i w ten sposób starali się wypełniać to najważniejsze przykazanie: miłości Boga, siebie i bliźniego. Skiśniemy i zgnuśnijemy jeśli nie będziemy ciągle się buntować. Jak to Piłsudski powiedział: "kto nie buntuje się za młodu, będzie świnią na starość". Jeśli ktoś się buntuje, to znaczy, że widzi, że coś jest nie tak. Buntownik chce zmieniać świat, chce iść na przód. A jak najlepiej rozpocząć tą przemianę? Zacząć od własnego podwórka :)

Katolicy to szczególny typ konserwy. Ryby z tej puszki nie płyną z prądem, bo z nim płyną śmieci. Ryby z tej puszki płyną zawsze pod prąd.

***
Oprawę muzyczną dzisiejzego posta sposnoruje TGD "Niepojęta łaska Jego"

***
Pół żartem, pół serio: "Pewien niedowiarek mówi do duchownego:
- Chrześcijaństwo istnieje już dwa tysiące lat, a ja nie widzę, by ludzie przez ten czas choć trochę zmienili się na lepsze.
Kapłan na to:
- Woda istnieje znacznie dłużej, a niech pan się przyjrzy swojej szyi!"

/ http://www.zbawieni.blox.pl/

8 komentarzy:

  1. hmmm... przynajmniej 2 razy przeczytałem o "miłości do siebie", a z tego co pamiętam to mamy zaprzeć się samych siebie i kochać bliźniego jak siebie samego. Moim zdaniem największym problemem współczesnych katolików ( i nie tylko ) jest właśnie miłość własna, która nie pozostawia miejsca na bezwarunkowe działanie Boga. Z czasem źle rozumiany bunt może przerodzić się w wiarę w Boga, zamiast wiary Bogu - a to dramatyczna różnica...

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do komentarza wyżej, to masz rację, ale musimy w końcu kochać siebie, żeby kochać bliźniego, w końcu kochać tak jak siebie samego, najmniej. Można odwołać się do paru zdań: http://oczytany-analfabeta.blog.onet.pl/Masochizm-duchowy,2,ID390501154,DA2009-09-03,n mówiących o tym, że zdrowy egoizm jest dobry i wniosek z tego taki, że być wierzącym to jedno, a być rozsądnym i mądrym wierzącym, który szanuje i kocha drugie człowieka to drugie :)

    No Kamilo R. ładnie to nam dzisiaj napisałaś, naprawdę! Jestem pod wrażeniem i mam nadzieję, że jeszcze nie raz przeczytamy tutaj Twój tekst.
    A historia na zakończenie... bardzo miły akcent na koniec Twojego wywodu! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Brat (M@C)! fakt - mamy się zaprzeć, ale nie zaprzeczyć sobie. Nie mamy być cierpiętnikami. Jeśli nie kochasz siebie, nie jesteś w stanie kochać Boga i drugiego człowieka. Jeśli siebie nie szanujesz, nie ma szans, żebyś szanował kogokolwiek innego.

    Popatrz na przykład anorektyka. Taka osoba nienawidzi siebie i myśli, że skoro ona siebie samej nie znosi, to inni też jej nie tolerują. A skoro inni jej nie tolerują, to ona też ich nie nawidzi.

    Każde uzdrowienie wypływa z miłości - to jest jak siła napędowa: Bóg mnie kocha i ja dzięki temu jestem w stanie kochać Go i siebie. Bóg kocha drugiego człowieka (i dzięki temu ja jestem w stanie kochać bliźniego)

    ***

    Maćku :) ja też mam nadzieję :)Co nie zmienia faktu, że dalej uważam, że ten blog (=jego opcje) są głupie! ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Siostra! Gdy piszesz o miłości do siebie, czyli miłosci własnej trzeba jasno ją również rozróżnić... Oboje Z Maćkiem macie rację ale Dzieki Bogu i ja ją mam - czytajcie: http://www.katolik.pl/index1.php?st=ksiazki&id_r=218&id=701 . A co do buntu, o którym pisałem w ostatnim zdaniu to jako konserwa zdania nie zmienię i wiem czyj bynt miałaś na mysli.

    OdpowiedzUsuń
  5. aaa i jeszcze jedno... anoreksja to choroba psychiczna, która nie ma nic wspólnego z miłością... nawet własną

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszyscy w trójkę mamy rację, ale prawda i tak leży po środku. Czyj bunt miałam na myśli? Mój? Masz rację! Tylko... są różne rodzaje buntów: można buntować się przeciwko Bogu, można buntować się przeciwko braku asertywności, przeciwko głupocie, przeciwko własnej grzeszności. Ja buntuje się przewi wielu sprawą. To, że buntuje się po części przeciw Kościołowi, to inna sprawa, której nie poruszyłam w tym poście.

    Anoreksja to taka sama choroba psychiczna jak masochizm duchowy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj Siostra , Siostra... będziesz TY miała ze mną przechlapane na tej konserwie... ale cóż... młodz uczą się na błedach... tez taki byłem więc w jakimś tam stopniu Cie usprawidliwiam. Różnica między nami jest taka, że ja w Twoim wieku byłem już na duchowym dnie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Egchm... KaMiś, po naszej ostatniej parkowej wyprawie przyszło mi na myśl... że nawet metal (z którego robi się puszki) musi być w pewnym stopniu elastyczny... by mieć możliwość otworzyć, dostać się do środka, do wewnątrz :) :*

    OdpowiedzUsuń